Nadmorski slow life.
Podobno slow life polega na uważności. Na byciu tu i teraz. I ja tak kombinowałam, że będąc nad morzem, powinnam to morze chłonąć bardzo uważnie. Odpowiednio wcześnie wstawać, żeby wystarczająco długo plażować, a potem o słusznej porze pójść na obiad. Po obiedzie wykorzystać czas do wieczora i pojeździć na rowerach albo pójść na spacer. Ale uwagę, zamiast na okolicy, skupiłam w końcu bardziej na sobie.
Odpuściłam wczesne wstawanie i nie spieszyłam się z szykowaniem prowiantu na plażę. Obiady jedliśmy o różnych porach, a na rowerach nie jeździliśmy codziennie. Czasem dni przeciekały mi przez palce, ale innym razem wyciskałam je jak cytrynę. Dostosowałam wakacje do siebie, a nie odwrotnie. Dlatego tydzień temu wpisu nie było. Nie chciało mi się silić na analizy i przemyślenia, makramowe DIY zostawiłam na lipiec. Miałam napisać kilka słów w rytmie slow i pokazać parę zdjęć, ale nie udało mi się wybrać na spacer z aparatem. Bardzo lubię robić zdjęcia i miałam w głowie kilka pięknych kadrów, ale one zostały na Helu. Może złapię je w przyszłym roku?
Tego lata byłam bardziej człowiekiem lasu niż plażową nimfą. Spacerując wśród drzew co chwilę chwytałam za telefon, bo moje oczy szukają obrazów. I o ile nie ma nic złego w fotografowaniu, to przerywanie szczególnych momentów szybkim ruchem ręki do kieszeni, kiedy druga trzyma dziecko za rączkę nie jest już takie slow. Pomyślałam sobie, że czym innym jest chwytanie ulotnych chwil z dzieciństwa syna i przeżywanie tego wspólnie, a czym innym pauza na zdjęcia na bloga czy Insta. Nie oddajesz się nastrojowi chwili analizując czy kompozycja zgra się z ostatnimi zdjęciami z Twojego profilu. Nie wsłuchasz się w szum morza ani opowieści dziecka poszukując oczami fotogenicznych refleksów słońca. To nie jest łapanie momentu. To jest chłodne planowanie. Życie tym, co będzie.
Dlatego telefon często lądował w czeluściach torby, a ja więcej patrzyłam. Cieszyłam się morzem i towarzystwem rodziny. Podziwiałam drzewa i moje dzieci. Czas przeznaczyłam na karmienie oczu i serca widokami, które były dla mnie najważniejsze, tam na Helu.
Wróciliśmy do domu, a ja ciągle zastanawiam się, co zrobić, żeby wakacje trwały cały rok. I mimo, że mam więcej obowiązków niż nad morzem, to staram się nie spinać. Cieszę się, że lato się dopiero zaczęło. W głowie mam wiele pomysłów na czas z dziećmi, bloga, makramy, ale wiem, że nie wszystko zrealizuję.
Tymczasem pochwalę Ci się moją bałtycką makramą. Zainspirowało mnie morze, fale i flora helskich wydm. Widać?
Ciekawa jestem czy Ty też zwalniasz w lecie. Czy faktycznie odpoczywasz? A może leżąc na plaży zastanawiasz się nad wyprawką szkolną dla dziecka? Umiesz przejść w wakacyjny tryb slow?
Ania.